Wchodzą trzy feministki do baru…

2


Gdybym chciała kiedyś opowiedzieć dowcip, to pewnie byłby mniej więcej taki: co robią trzy feministki w barze? Dodajmy do tego, że jedna z nich jest sławną francuską pisarką, a dwie pozostałe może mniej znane, ale także całkiem w porządku. W każdym razie – co mogą robić te trzy kobiety w barze? Nie znają się wcale, widzą się po raz pierwszy w życiu i spaja je jedynie fakt, że do swych karmazynowych ust podnoszą kieliszek wiśniówki?

Odpowiedź zawsze jest ta sama: obgadują facetów.

Ale od początku. Spotkałam się z Diane Ducret, która jest autorką „Zakaznego ciała” w Poznaniu dzięki Dagmarze. Tej ostatniej posyłam całusa. I tej pierwszej w sumie też. Spotkanie dotyczyło promocji książki Diane o historii waginy. Jak się można domyślić, nie jest to specjalnie nośny temat, biorąc pod uwagę fakt, że to samo wydawnictwo wydaje książki vlogerów i vlogerek, na których spotkaniach zjawia się tłum (200 i więcej osób). Na spotkanie z Diane stawiło się około 20. W tym ja. Miałyśmy sobie pogadać przez chwilę, ja chciałam zrobić krótki wywiad, a potem one do hotelu, a ja do znajomych. Wyszło inaczej, ale zostawię Diane i jej osobistą historię. Mam nadzieję, że podzieli się nią kiedyś, zapewne najpierw we Francji, a potem w Polsce, bo jakoś nie nadążamy za jej książkami tutaj w kraju. Zdradzę tylko, że dzieło będzie nosić tytuł: „Dumped in Gdansk”, co samo w sobie zawiera już sporo pikanterii.

No to wracamy do głównego wątku, a w nim: obgadujemy facetów.

Nie żeby jednego, w sensie pojedynczego osobnika, chociaż i to się zdarza. Chodzi o rodzaj męski, zdecydowanie nie żeński, gdyż zdarza się, że feministki są heteroseksualne i w związku z tym również zdarza im się dać upust swojej frustracji. Jak wiemy, są sytuacje, w których alkohol pomaga, choć nie ma ich znowu aż tak wiele. W każdym razie o wiele łatwiej jest powiedzieć porzuconej kobiecie: „chodźmy na wiśniówkę” niż „chodźmy pobiegać”. Niby efekt wyzwolenia ten sam, a jednak nie do końca.

Warto podkreślić, iż feministki przejmują się mężczyznami, dbają o nich i mają na uwadze ich dobro. Nie zmienia to faktu, że od czasu do czasu dają upust swej werbalnej agresji, bo tak mają w swoim zwyczaju istoty ludzkie. I doprawdy nie ma na co się obrażać. Trwa więc licytacja w konkursie na najbardziej spektakularne porzucenie. Kelner przynosi kolejne kieliszki wiśniówki. Przechodzimy od szczegółu do ogółu i teraz już nie chodzi o jednego osobnika, ale o grupę. Z dużą dozą rozczarowania wymieniamy się informacjami na temat roli kobiet w polityce, jak polityczki unikają kojarzenia z feminizmem. Zamiast przepisów na ciasteczka serwujemy sobie ironiczny przepis na to, jak być lubianą. Wystarczy cały czas się uśmiechać, mało mówić, głównie skupić się na dobrym wyglądzie, czyli na zewnętrznym opakowaniu. Drwimy z kobiecej skłonności do ciągłego przepraszania, ustępowania i zapewniania, że tak naprawdę się na niczym nie znamy. Następna kolejka. Zamiast euforii na naszych twarzach gości smutek, bo nie tak sobie wyobrażałyśmy świat w XXI wieku. Nadal okazuje się, że mamy bardzo wiele wspólnego, to znaczy: kraje, w których mieszkamy, a jest to Polska i Francja, gwarantują raczej pozorną równość płci. Wypijamy toast ze feminizm i siostrzeństwo.

To co z tymi facetami jest nie tak? Dlaczego wciąż nas wkurzają? Bo potrafią się zjednoczyć jako grupa i wywalczyć te swoje zasmarkane interesy. My postulujemy siostrzeństwo, a oni nas rozgrywają na prawo i lewo. Prawica to czy lewica, a nawet i centrum – pójdą na wódkę i się dogadają. Nie będzie obrażania. Wkurzają nas, bo cały czas pieprzą jak potłuczeni, że oni jeszcze nie gotowi. Że nie chcą zranić, ale jednak porzucają, bo tak będzie dla Ciebie lepiej. A skąd on cholera wie, co dla mnie będzie lepsze? Wkurzają niemiłosiernie, kiedy tłumaczą… począwszy od tego, że jak Cię rzuci to będzie Ci lepiej poprzez to, jak powinnaś mieć stosunek do własnego ciała, ciąży i antykoncepcji. Wszystko wiedzą lepiej i uprawiają znany na szeroką skalę międzynarodową mansplaining. Ale są skuteczni i to już wkurza najbardziej.

Kelner dopytuje, czy przynieść pół litra. W tym samym momencie mówimy, że „och nie, no co to to nie, takie rzeczy to nie my…” no ale kolejkę to jeszcze jedną. Oooostatnią. I spać. Lekko sobie ulżyłyśmy, cmok w prawy, cmok w lewy policzek. Wyrazy uwielbienia. Do zobaczenia. Wagina power, ale o czym byśmy bez tego głównego tematu dyskusji gadały przez te kilka godzin!?

Korekta: Artur Jachacy, pomoc w puentowaniu: Natalia Grubizna.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET